Z o. Peterem Nguyenem Van Khaiem, wietnamskim redemptorystą, rozmawia Łukasz Sianożęcki

Chociaż parafianie w Dong Chiem chcą jedynie gromadzić na modlitwie, ze strony władz spotyka ich przemoc. Dlaczego doszło do pobicia br. Antonia Nguyena Van Tanga CSsR?

- Powodów pobicia brata Antonia było kilka. Po pierwsze, policja lubi używać także wobec zwykłych obywateli brutalnej siły. Chyba wszystkim Wietnamczykom policja kojarzy się w pierwszym rzędzie z przemocą, a także z wszystkimi innymi odrażającymi sprawami. Dzieje się tak dlatego, że od bardzo dawna nie doświadczyli ze strony policji jakichkolwiek innych zachowań niż agresja i przemoc. Drugi powód to nienawiść, jaką komunistyczne władze żywią do redemptorystów. Brat Tang był na jednym z pierwszych miejsc w policyjnych notatkach, jako ten do "wytępienia", ze względu na to, że jest fotografem. Jest też bardzo odważnym człowiekiem. Zrobił naprawdę mnóstwo zdjęć dokumentujących przemoc, jakiej dopuszczali się funkcjonariusze wobec parafian.

Jak długo mogą jeszcze trwać te prześladowania?

- Nie mam pojęcia. Wszystko w rękach władz. Z naszej strony, czyli parafii w Dong Chiem, diecezji w Hanoi i całego Kościoła Wietnamu, będzie to jedynie modlitwa. Sporo w tej kwestii zależy od postanowień krajowego Episkopatu, no i reakcji społeczności międzynarodowej.

Kiedy oglądamy zdjęcia czy słuchamy relacji z Dong Chiem, wygląda to naprawdę poważnie. Do czego jeszcze mogą się posunąć władze? Przecież nie mogą aresztować wszystkich parafian...

- Policja zatrzymuje tych najbardziej odważnych. Pozostali parafianie to głównie kobiety. Młodzież i silni mężczyźni rzadko kiedy bywają w rodzinnej wiosce ze względu na pracę, którą podejmują gdzieś z dala od niej. Tak więc władzom pozostaje dalsze przesłuchiwanie księży, kobiet, a także dzieci. Nie wydaje mi się, aby jednak odważyli się aresztować wszystkich. Zdolni są jednak do zrobienia wielu innych rzeczy, tak jak to było ze zniszczeniem bambusowego krzyża. Aby złamać parafian, mogą także aresztować ojców utrzymujących rodziny. Już w kwietniu zbiorą się także władze partii komunistycznej, aby omawiać sprawę stosunków z Kościołem. To jak będziemy traktowani, zależy w dużym stopniu od ustaleń w czasie tego zjazdu.

Oprócz zwykłych obywateli w krajach Europy, także instytucje europejskie (np. Parlament Europejski) wyrażają zaniepokojenie sytuacją chrześcijan w Wietnamie. Jakie znaczenie dla katolików w tym kraju mają takie sygnały solidarności?

- Rozumiem, że Unia Europejska i inne międzynarodowe organizacje wyrażają głos sprzeciwu wobec naszej sytuacji. Myślę, że jest to dobra rzecz dla nas samych, jak i dla wszystkich, którzy cierpią z powodu niesprawiedliwości. Jednocześnie nie dostrzegam zbyt wielkiej nadziei, by ten głos mógł wiele zmienić w naszym przypadku. Dlaczego? Po pierwsze, reżim komunistyczny rzadko kiedy przejmuje się opinią społeczności międzynarodowej. Po drugie, nie wiem, czy istnieje jakiś mechanizm kary, który można by zastosować wobec wietnamskiego rządu. A po trzecie, bardzo często interwencja niektórych krajów jest oparta nie na chęci walki o prawa człowieka, ale na własnych interesach. Bazując na tych przesłankach, tak bardzo nie liczymy na efekty jakiejś interwencji z zewnątrz. Jednocześnie nie porzucamy naszej nadziei w Bogu. Zrobimy wszystko, by osiągnąć w Wietnamie sprawiedliwość, prawdę i poszanowanie praw człowieka i wolności religijnej.

Dziękuję za rozmowę.

(Source: http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100127&typ=wi&id=wi12.txt)